niedziela, 28 czerwca 2015

Part 1: Chapter 24


Na pewno każdy już był kiedyś smutny z różnych powodów. Stracił ukochanego zwierzaka, pokłócił się z rodzicami lub najlepszą przyjaciółką. Ale to co teraz czuję nie da się porównać do niczego. Ból, który mnie rozrywa jest niewyobrażalny. Ludzie mówią, żebym przestała się przejmować, przecież minął już miesiąc, ile można się użalać nad sobą? Ale, uwierzcie, złamane serce może boleć nawet całe życie. Miesiąc bez jakichkolwiek wieści od Nialla. Nie wiedziałam, że uda mi się wytrzymać chociaż jeden dzień bez rozmowy z nim, a co dopiero miesiąc. Szczerze mówiąc, czuję jakby to było tysiąc dni, ale każda sekunda rani mnie mniej niż poprzednia. Nie było łatwo, wręcz przeciwnie. Jake, który teraz spędzał ze mną najwięcej czasu, zadzwonił do Perrie, żeby przekazała, że nie pojawię się na zajęciach. Straciłam tydzień leżąc na łóżku wpatrując się w sufit, w swoim pokoju. Poradziłabym sobie z tym - walczyłabym z całych sił, żeby przeżyć cały dzień bez załamania się.
Wiem, że to nie potrwa długo, sam mi to napisał, ale zabija mnie to, że zostawił mnie choć na moment.
Wiem, że Niall mnie kocha, wiem. Ale wiem też, że jeśli kocha mnie tak mocno jak myślę, to starałby się mi to pokazać własnie w tej sytuacji. Powiedział, że nie odpuści, ale to zrobił. Odpuścił i odszedł, pozostawiając mnie załamaną. Najbardziej przeraża mnie to, że przez pierwszy tydzień chodziłam kompletnie zagubiona. Do tej pory mam koszmary. Byłam zagubiona bez niego. Zagubiona bez jego pięknych tęczówek, dowcipnych komentarzy, i jego ust, których dostałam szansę posmakować. Zagubiona bez sposobu, w jaki na mnie patrzył i chichotał z moich głupich min. Nie chcę być zagubiona bez niego, chcę być silna, chociaż brzmi to przereklamowanie.
Pierwszego dnia czekałam na telefon, sms-a, do diabła - spodziewałam cię jakiegokolwiek odzewu z jego strony, a tymczasem leżałam w łóżku, a zaraz obok Jake, który nie chciał mnie zostawić samej, i oboje nie wiedzieliśmy co powinniśmy powiedzieć, więc leżeliśmy w ciszy. Cóż, to się nie stało, więc się załamałam, Nie było żadnego płakania, żałowania, ale załamałam się... Konkretnie. - zagubiłam siebie. Każda sekunda mojego życia była przeznaczona dla Nialla. Tamtego dnia prawie się poddałam, prawie użyłam żyletki. I tak spędziłam kolejny dzień.
Dzień trzeci był najgorszy. Dzień trzeci był dniem, w którym zaczęło do mnie docierać, że go nie ma. Dzień trzeci był dniem, w którym po trzech dniach nie odzywania się do nikogo, nie licząc zwykłego 'tak' albo 'nie' mrukających do Jake'a, odezwałam się. Był to zduszony szloch, próbowałam zapewnić siebie, że może tak jest lepiej, ale sama w to nie wierzyłam. W dzień trzeci, w końcu spojrzałam w lustro i zobaczyłam wraka człowieka. Worki pod oczami, poczochrane włosy, i skóra blada jak ściana. W ten dzień błagałam by ten ból zniknął. Trzeciego dnia zadzwoniłam do niego, nie mogłam się powstrzymać, chciałam usłyszeć jego głos, potrzebowałam tego. Powtarzałam sobie, że jeśli odbierze, to sobie wszystko wyjaśnimy, i powie o co chodzi, i obieca, że mnie po raz kolejny nie opuści. Zamiast tego, po dwóch sygnałach przełączyło mnie na pocztę głosową, co oznaczało, że odrzucił połączenie. Miło.
Dzień czwarty - poddałam się i zadzwoniłam do niego znowu. Tym razem zachował się milej i pozwolił dzwonić telefonowi, zamiast odrzucić połączenie od razu. Zaraz po tym poszłam do łazienki po żyletkę. Nie ograniczałam siebie. Rozcinałam skórę, by pozbyć się bólu, który jest we mnie. W tamtym momencie nie obchodziło mnie to, że obiecałam blondynowi, że z tym skończę, on mi obiecał ważniejszą rzecz - obiecał, że mnie nie zostawi. Dzień czwarty był dniem, w którym zdałam sobie sprawę o ile bardziej mi zależy na nim, niż mu na mnie. Dzień czwarty, którym spędziłam leżąc w łóżku, tym razem sama, zliczając ile razu powiedział co do mnie czuł. Tylko na chwilę wstałam by zabrać list z komody, który napisał Niall. Czytając go setki razy zastanawiałam się jak długo wiedział, że mnie opuści. W ten dzień zaczęłam rozumień, że większość naszej przyjaźni i jego uczuć do mnie, które sobie wizualizowałam, były właśnie tym - wyobraźnią, Zrozumiałam, że podczas tego całego czasu, kiedy myślałam, że mógł do mnie poczuć to co ja do niego, on o mnie wcale nie myślał.
W tym dniu postanowiłam otworzyć swoją playlistę w komórce. Kiedy zaczęłam, nie mogłam przestać. Słuchawki nie były wyciągane z moich uszu przez dwadzieścia cztery godziny, kiedy czułam się zdołowana. Słuchanie o tym bólu, dało mi do zrozumienia, że nie jestem sama, która cierpi.
Dzień piąty to był czwartek. Zaczęłam mówić zdaniami, co prawda niepełnymi, ale mój przyjaciel  nie miał serca zwrócić mi uwagi. Wróciłam do szkoły. Dziewczyny nie mogły spojrzeć mi w oczy. Wiedziały.. wiedziały co się stało. Bardzo się martwiły, ale zawsze je zbywałam. Nie chciałam utrzymywać kontaktu z żadnym z moich przyjaciół, przynajmniej na jakiś czas. Za bardzo przypominali mi o nim. Wtedy jeszcze bardziej za nim tęskniłam.
Dzień szósty. Tego dnia spotkałam się z Danielle. Namawiała mnie od dłuższego czasu, i wiedziałam, że nie odpuści, więc uległam.
- Al muszę z tobą porozmawiać.
- Dan chciałabym ci cos powiedzieć. - powiedziałyśmy w tym samym czasie. Obie przytaknęłśmy głowami.
- Odchodzę z zespołu. - po raz kolejny słowa wypuściłyśmy z ust w tym samym czasie. - Dlaczego?
- Uwielbiam śpiewanie, ale od dziecka chciałam tańczyć. Zmieniam szkołę na taneczną. - powiedziała Danielle. - A ty..? - wzruszyłam ramionami.
- Muzyka mi nie pomaga. - skłamałam. Wiem, że nie powinnam okłamywać własnej przyjaciółki, ale jest za duże ryzyko. Mogłaby powiedzieć chłopakom.. a tego nie chcę.
- Ohh. Przykro mi. - przerwałam jej gestem ręki.
- Nie, Dan, Przestań, wszystko jest w porządku.
W dniu siódmym usmiechnęłam się. Lekko, ale każdy to zauważył. Dzień siódmy był dniem, w którym zjadłam coś więcej poza ryżem i jabłkiem. Gdy się spotkałam z Jake'em powiedział, że wyglądam pięknie, mimo tego  wiem, że wyglądam okropnie z podpuchniętymi oczami od płaczu. Tego dnia poszłam w miejsce, które kochałam i bałam się go zarazem. To nasze miejsce. Tylko nasze. To było dla mnie cholernie ciężkie, ale nie mogłam się powstrzymać. Siedziałam tam jakiś czas. Nie wiem czy to było piętnaście minut, godzinę czy dwie. Straciłam rachubę czasu. Tylko siedziałam i wspominałam, gdy byłam tu po raz pierwszy, i Niall robił mi zdjęcia. W tamten dzień powiedział, że jestem dla niego najważniejsza. Na samo wspomnienie, kąciki moich ust się podniosły ku górze.
Siedziałam na murku spoglądając na krajobraz miasta. Było pięknie, ale.. pusto. Pustka znajdowała się we mnie. Wewnątrz starego budynku usłyszałam jakieś szelesty, ale nie zwróciłam na nie większej uwagi. Niektóre szyby są powybijane, więc występują tam przeciągi. Całą swoją uwagę skierowałam na swój nadgarstek, na którym była srebrna bransoletka z napisem Nialler po środku. Po chwili usłyszałam jakis dźwięk, tym razem huk, jakby coś upadło.


 Wstałam na równe nogi. Ruszyłam w stronę, gdzie przed chwilą dochodził hałas. Nie wiedziałam czego mogę się spodziewać, to miejsce tylko ja znam i Irlandczyk. Zrobiłam jeszcze parę kroków, gdy doszłam do drzwi, i kiedy chciałam ruszyć dalej zauważyłam obok mojej stopy czarne Ray Bany. Niall! On tu jest! Jest tu! On musi tu być! Zaczęłam się rozglądać wokół siebie. Krzyczałam jego imię. Chciałam go zobaczyć. Nic, żadnego ruchu, dźwięku. Pustka. Wtedy znowu ból powrócił, tylko dwa razy mocniej.


***********************************

Napisałam dzisiaj rozdział, miałam go napisać dopiero w tygodniu, i dodać w przyszłą niedzielę, ale nudziło mi się, pogoda jest okropna.
Sama jestem w małym dołku, więc łatwiej mi było wczuć się w rolę Alice. Mam nadzieję, że nie zepsułam rozdziału! ;)

4 komentarze: